Gwałt jako narzędzie zemsty? Pozorne domniemanie niewinności
Odpowiedzią na powyższe dylematy jest domniemanie niewinności. I to piękna idea, gdyż zgodnie z nią należy komuś udowodnić winę, nim się go skaże. Ale i tutaj pojawiają się dziury. Otóż, dowodem może być także gołosłowne oskarżenie kobiety, któremu sąd da wiarę. I to się niestety zdarza. Wyznacznikiem jest niewinny wygląd – wystarczy wyglądać jak sierota, a sędzia, prokurator i policjant się zlitują. Jeszcze gorzej, jak kochanek nie jest piękny niczym Ken – taki to już na pierwszy rzut oka przecież wiadomo, że gwałciciel… Kolejna sprawa to brak wyroku skazującego, ale wszczęcie śledztwa. I tak pewnego razu stateczny mąż zostaje z miejsca pracy wyprowadzony w kajdankach pod zarzutem gwałtu, w areszcie przez kilka miesięcy czeka na „sprawiedliwość”, a po upływie dwóch pór roku zostaje zwolniony – sprawa umorzona. Żona dawno odeszła do innego, żeby odciąć się od hańby rodzina się odwróciła, pracy i renomy też próżno szukać – bo kto uwierzy w uniewinnienie po takiej akcji, raty za mieszkanie niepłacone, ręki nikt na ulicy nie chce podać. Ale jest wolny. Hura! Nie, nie tak to powinno wyglądać.
Wracając do obrażeń fizycznych – dziś nawet one nie są już pewnym dowodem gwałtu, jeśli sprawa dotyczy osób faktycznie utrzymujących bliskie relacje. Dlaczego? Otóż, świat idzie do przodu i to co w XIX wieku było nie do pomyślenia, to epoka „50 twarzy Greya” wprowadziła pod strzechy. Dawniej, gdy kobieta była do seksu np. wiązana, to ślady po pętach były pewnym dowodem gwałtu, żadna wiktoriańska dziewoja nie splamiłaby się bowiem dobrowolnie takimi praktykami. Dziś? Zwłaszcza w młodym pokoleniu ten kto nie bawi się ostro, ten jest nudziarzem i kobieta raczej do jego alkowy nie wróci. Spójrzmy, jakie to wygodne… Odwiedzamy kolegę z pracy, szeptamy mu do ucha czułe słówka, prosimy aby związał i zrobił to jak „prawdziwy facet” a potem… mym myk na obdukcję (ślady na nadgarstkach po kablu lub kajdankach, otarcia pochwy itp.) i pobranie z ciała próbek DNA już bynajmniej nie kochanka… Perfidne? Nie, od czasu ruchu #metoo niestety normalne.
Ruch #metoo
Ruch #metoo miał uwolnić kobiety od ciemiężycieli wykorzystujących je seksualnie, ale stał się taranem dla prywatnych porachunków i wytrychem do wygodnego życia na koszt innych. Już początek był kłamstwem. Jedną z kluczowych aktywistek stała się aktorka Asia Argento, która jak się okazało, sama miała na koncie wykorzystywanie seksualne i to nieletniego(!), któremu za milczenie w sprawie stosunku seksualnego wypłaciła ogromne odszkodowanie. Zmasowany atak na producenta filmowego Harveya Weinsteina ujawnił, że kobiety skarżące się na jego rzekome gwałty sprzed lat miały być mu latami wdzięczne za to co dla nich zrobił, za otwarcie ich karier, dzięki czemu z anonimowych bezrobotnych kobiet stawały się bogatymi gwiazdami. Gdy role się kończyły, one „przypominały” sobie, że tak w sumie to były gwałcone i dobrze by było, jakby za te cierpienia dostały wielomilionowe rekompensaty…